Geoblog.pl    kiclaw    Podróże    Indochiny'2006    You-me, you-me
Zwiń mapę
2006
25
kwi

You-me, you-me

 
Kambodża
Kambodża, Phnom Penh
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9621 km
 
Kicław:
Kolejnym punktem wycieczki jest stolica Kambodzy Phnom Penh. Docieramy tu autobusem z Siem Reap za 5$. Zabudowa dosc niska, ruch niezbyt duzy (jak na azjatyckie warunki). W oczy od razu rzuca mi sie nieslychana ilosc terenowych Land Cruiserow i Lexusow. 95% samochodow to koncern Toyoty. Czyzby Toyota sponsorowala to miasto ;-)

Gdy autobus zblizal sie do dworca, moja uwage zwrocila grupa facetow biegnacych wzdluz drogi i pokazujacych palcami to na nas, to na siebie. Zagadka wyjasnila sie, gdy juz wysiedlismy z autobusu - to riksiarze w ten sposob "zamawiaja" nas, jako swoich pasazerow. Zostalismy otoczeni przez tlum tych panow, z ktorych kazdy krzyczal "you-me, you-me, ja cie pierwszy zobaczylem!". Prawde mowiac nie zwrocilem uwagi, ktorzy rzeczywiscie nas zauwazyl pierwszy :-) Dwoch bylo najglosniejszych, wiec zeby dac rozsadzic spor losowi, rozpoczalem miedzy nimi wyliczanke "ene due like fake...". To nieco ich zaskoczylo, ale zwyciezca bez zmruzenia okiem uznal sposob za sprawiedliwy. Jego radosc szybko minela, gdy wyszlo na jaw, ze trafil na turystow targujacych sie, nie akceptujacych pierwotnej ceny. Po chwil mknelismy riksza do wybranego przez nas hotelu. Hotel 'costam guest house' znajdowal sie nad jeziorem w centrum miasta. Do niewielkiej dzialki dobudowany byl 5x wiekszy od niej taras, na ktorym znajdowalo sie kilka przyzwoitych pokoi i swietny bar ze stolem bilardowym, slomianymi krzeslami i hamakami.

Po poludniu wybralismy sie na wycieczke po miescie, zwiedzilismy taki sobie palac, przespacerowalismy sie bulwarem nad Mekongiem i na wieczor wrocilismy do hotelu, gdzie na tarasie raczylismy sie zimnym Angkor Beer.

Nastepnego dnia z rana bylismy umowieni z naszym riksiarzem na wycieczke do Killing Fields. Niestety pan pomny naszych targow nie zjawil sie, wiec skorzystalismy z oferty innego. Droga do Killing Fields (ok 15 km poza miasto) byla fatalnej jakosci, zadnego asfaltu, pyl wzburzany przez przejezdzajace samochody dostawal nam sie do oczu i gardel, Beata zawiazala twarz bandanka, zalozyla okulary sloneczne i kapelusz, ja momentami jechalem z zamknietymi oczami. Po drodze pan taryfiarz proponowal rozne rozrywki, typu strzelanie z kalasza (15$ za magazynek), rzut granatem (10$) :-)

Killing Fields okazalo sie zupelna porazka. Placac 2$ wstepu, weszlismy na teren tego muzeum(?). Oprocz wiezy-pomnika wypelnionej ludzkimi czaszkami i kilku dolow, skad ekshumowano zwloki, nie ma tam zupelnie nic. Przeczytalismy krotka histrie Czerwonych Kmerow i moglismy wracac do PP.

W drodze powrotnej udalismy sie na targowisko, gdzie kupilem sobie fajny plecak za 6$.

Wieczorem pozegnalna impreza z Anka, ktora z braku wietnamskiej wizy, udawala sie do Laosu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
anthem
anthem - 2008-12-30 14:50
To w stolicy też tyle lexusów?
Jak pisałem gdzieś komuś, o tych lexusach z siem reap to ktoś mi odpisał, że przesadzam...
Ale naprawdę, ja tylu ekskluzywnych aut nie widziałem nawet w singapurze, ba w singapurze jeździły normalne samochody, a tu taka bieda i takie wozy...
 
 
kiclaw
Piotr Kotkowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 69 wpisów69 69 komentarzy69 297 zdjęć297 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
12.04.2006 - 15.05.2006
 
 
19.09.2003 - 14.10.2003