Fethiye, a wlasciwie Olympos to fajne miejsce nad morzem, gdzie mieszka sie w domkach na drzewach (7$ ze sniadaniem), kapie sie w morzu, zwiedza ruiny zarosniete krzaczorami, a wieczorem jedzie sie na wycieczke do Chimery, zeby zobaczyc plomienie palace sie na skalach. Nie wiadomo dokladnie, skad one sie wziely, ale jakis gaz samoistnie wydostaje sie ze skaly i nastepuje samozaplon. Niektorzy przywoza ze soba kielbaski i smaza sobie robiac innym smaku.
Na campingach zauwazylismy sporo reklam rejsow jachtami po morzu. Cena za 4 dni to 150$. Jako, ze specjalnie nie bylismy zdeterminowani do udzialu w takim rejsie, a sezon mial sie ku koncowi, stargowalismy cene do 100$. Za 4 dni plywania, z noclegami i wyzywieniem to calkiem przyzwoita cena.
Nastepnego dnia zostalismy zapakowani do samochodu i wywiezieni na spotkanie reszty zalogi. Okazalo sie, ze plyniemy z Turkiem (mieszkajacym na stale w Niemczech), dwoma Amerykanami, Francuzka, kolesiem z Zimbabwe i dziewczyna z RPA. Ekipa byla bardzo fajna, bo wszyscy mlodzi i zabawni, a nie grubi Niemcy-emeryci, jakich widzielismy na innych lodziach. Byly to 4 dni smiechu, leniuchowania, kapania, nurkowania, opalania, wiec generalnie chillout i nabieranie sil przed dalszymi trudami podrozy. Widzielismy m.in. wyspe, z ktorej pochodzil PRAWDZIWY sw. Mikolaj, zatopione miasta, fajne ruiny zamkow na wyspach, ktorych nazw juz nie pamietam.